Coraz trudniej być zaskoczoną

Z Katarzyną Czajką-Kominiarczuk, znaną też jako Zwierz Popkulturalny – członkinią Jury Głównego XI Offeliady – rozmawia Iza Budzyńska.

 

Skąd w ogóle się wzięła Twoja miłość do filmu i do kultury w ogóle?

Jeśli chodzi o film, to wydaje mi się, że duży wpływ miało wychowanie, bo mój tata jest kinomanem. Zawsze kupował czasopismo „Film” i zawsze miał książki o filmie w domu, ale także była u nas kultura oglądania filmów. Coś, co dopiero potem do mnie dotarło, że nie jest powszechne. Wyjścia do kina były zawsze świętem i czymś ważnym. Nie były częste, bo kino było dosyć drogie jak dla moich rodziców, ale były ważne. Moja mama jest nałogowym czytelnikiem, to jest taka osoba, która czyta dwieście książek rocznie, mój tata lubi kino. I dla mnie zawsze było jasne, że ta kultura jest ważna, że jest obecna w życiu. Ale to właśnie kino było tym, co do mnie najbardziej przemawiało. To nie jest tak, że dałoby się uciec od kultury – są książki, które człowieka otaczają, filmy, które ogląda, to, że można być od najmłodszych lat wychowywanym na melomana. To jest rzecz, o której się bardzo mało mówi, ale to, jakie będziemy mieli preferencje kulturalne, czy w ogóle je będziemy mieli, bardzo zależy od domu. Nigdy nie ukrywam tego, że w moim przypadku to jest zakorzenione w rodzinie, żeby nie mieć takiej nieprawdziwej legendy. Ja zawsze bardzo cenię ludzi, którzy sami dochodzą do swoich decyzji czy postaw, że kultura będzie dla nich ważna, bo sama miałam łatwiej. Kiedy wiedziałam, że kino mnie interesuje, miałam może dwanaście, trzynaście lat, ale już wiedziałam o nim więcej niż moi rówieśnicy. Książki, które zaczęły mnie interesować, miałam po prostu w domu.

A później zaczęłaś pisać bloga o popkulturze i kinie. Od początku miałaś poczucie, że wiesz, co piszesz, czy to przychodziło z czasem?

Bycie blogerem wymaga niezachwianej pewności siebie (śmiech). Nie ukrywam, od zawsze wiedziałam, że pisanie przychodzi mnie łatwo. Nigdy nie zadawałam sobie pytania, czy umiem pisać. Zawsze twierdzę, że nie trzeba być najlepszym, żeby być odrobinę lepszym niż pozostali. Czy wiedziałam, dokąd zmierzam z tym pisaniem? Nie. Ale miałam potrzebę pisania o tym, co czuję, co czytam, co oglądam. Przed blogiem miałam pamiętniki, w których zapisywałam recenzje dla samej siebie. I wydaje mi się, że to też mnie bardzo przygotowało do tego, żeby nie zakładać bloga dla czytelników. Dzisiaj bardzo dużo rzeczy się robi dla czytelników. Ja zakładałam, że to będzie miejsce, w którym piszę dla siebie. Zresztą do dzisiaj to bardzo ważne, że to sprawia przyjemność przede wszystkim mnie. Ale dokąd zajdę, jak to będzie wyglądać, nie sposób było przewidzieć. Blogosfera wtedy wyglądała inaczej, oczekiwania, jakie można było mieć względem blogowania, były zupełnie inne.

Jak w tym wszystkim, przez lata udało Ci się nie stracić radości z obcowania z kinem, entuzjazmu?

Jest mi bardzo trudno powiedzieć. Rzeczywiście nigdy nie dopadło mnie przekonanie, że nie chcę oglądać, że to już mnie nudzi. Jest mi dużo trudniej być zaskoczoną i rzeczywiście człowiek z natury robi się bardziej krytyczny, bo coraz rzadziej widzi się coś po raz pierwszy. To trochę jakby zapytać, czy osoba, która lubi czytać, sięgnie po następną książkę, nawet jeśli przeczytała ich tysiąc. Oczywiście, że sięgnie, bo to jest jej potrzebne. Jest też tak, że im więcej się widzi, tym więcej ma się małych zachwytów rzeczami, które inaczej by nam umknęły. Doceniamy coraz bardziej oryginalność, ale też i nawiązania. Więc z jednej strony ma to wady, z drugiej zalety. Nikt mi nie każe oglądać filmów, oglądam, bo to lubię. Lubię też to uczucie, kiedy obejrzę coś, co jest dobre, a się tego nie spodziewałam. I te myśli, obrazy, zostają z nami, można tworzyć wokół nich własną narrację albo po prostu do tego wracać.

Jak mówiłaś na spotkaniu, oglądanie filmu to spojrzenie do zajrzenia w czyjś umysł, spojrzenia czyimiś oczyma…

Tak, dla mnie to jest w ogóle niesamowite, bo jednym z największych pytań, które możemy sobie zadać, jest to, jak inni widzą świat, jak go czują. Bardzo często mamy takie dziwne poczucie, że wiemy dobrze, jaki jest świat, bo przecież go czujemy i widzimy. A tymczasem kultura pozwala nam zdać sobie sprawę, jak wiele jest perspektyw, historii, emocji, których albo nie czujemy, albo ktoś je odczuwa inaczej niż my. To się nigdy nie nudzi i to jest zawsze niesamowite. Chociażby kiedy patrzymy na styl reżysera, to oczywiście też korzysta z języka kina, więc to nie jest tak, że po prostu patrzy na świat – ale z jakiegoś powodu taki, a nie inny styl ma. Drugą sprawą jest, że kiedy nam się udaje znaleźć w tym, co oglądamy, samych siebie, jakieś własne emocje, niesamowite jest to uczucie, że nie jesteśmy sami. W ogóle wydaje mi się, że to jest coś, co nas ciągnie do kultury – to poczucie, że inni też mają podobne problemy, że też coś zauważyli, że nie jesteśmy sami ze swoimi uczuciami i emocjami.

Z drugiej strony ważna jest tu też inność. To, że im więcej doświadczamy perspektyw innych, tym trudniej widzieć świat czarno-biało i mieć niezachwianą pewność swoich racji.

Wydaje mi się, że żaden świadomy odbiorca kultury nie może postrzegać świata czarno-biało. Jedną z podstaw jest, że nic nie jest takie proste, a jeśli coś pokazuje świat czarno-biało, to nie jest kultura, tylko propaganda. Mam wrażenie, że to jest podstawa dojrzewania, dla niektórych są takie lata formacyjne, kiedy okazuje się, że są jakieś odcienie szarości na świeci. Większość rzeczy w życiu nie jest prostych i im częściej sięgamy po kulturę, tym lepiej sobie to uświadamiamy. I to jest dobre, bo człowiek zawsze powinien zadawać sobie pytanie, jak inni widzą i czują, zdawać sobie sprawę, że jest bardzo dużo pytań i bardzo mało odpowiedzi.

Czego szukasz w filmach?

Po pierwsze właśnie potwierdzenia własnych emocji. Po drugie rzeczy, które mnie zaskoczą. Po trzecie rzeczy, o których bym nie pomyślała. Czasem to nie jest nawet kwestia fabuły, ale sposobu opowiadania, pewnej perspektywy. Bardzo lubię, kiedy filmy są mądrze smutne, kiedy zostawiają mnie w takim poczuciu nieperfekcyjności świata, w którym żyjemy. Czasem szukam eskapizmu, ucieczki, nie chcę wiedzieć, jaki świat jest zły, chcę opowieści o tym, że ludzie są dobrzy i sobie pomagają. Więc myślę, że w zależności od tego, w jakim momencie życia jesteśmy, jakich emocji doświadczamy. Szukamy potwierdzenia samych siebie, czegoś, co nas zaskoczy albo ucieczki. Dla mnie to jest taki drugi, alternatywny świat, nad którym mam jakąś kontrolę, bo sama wybieram. Ale jednocześnie patrzę na kino jako na jeden wielki świat różnych narracji, które mają swoje tropy, nawiązania, które się wzajemnie przenikają. To też mnie bawi, że stworzyliśmy sobie takie alternatywne uniwersum fabuł, które wszystkie do siebie nawiązują, pojawiają się tropy, szczegóły, które możemy wyśledzić i zadać sobie pytanie, jakie mają znaczenie w tamtym świecie i w naszym świecie. To jest fascynujące.

Jak oceniasz polskie kino, na ile się ono zmienia w ostatnim czasie?

 

To, co się zmienia i co naprawdę udało nam się nadgonić, to strona techniczna. Oczywiście zawsze mieliśmy świetnych operatorów filmowych. Co mi przeszkadza w polskim kinie obecnie to to, że właśnie to kino mainstreamowe wyzbyło się jakiejkolwiek potrzeby opowiadania o czymś więcej, próbuje być jakąś podróbką kina amerykańskiego w takim gorszym, krajowym stylu, stara się być kinem bez właściwości. Natomiast cieszy mnie, że powstają też fabuły zaangażowane, takie jak Pokot na przykład, które z jednej strony mogą przyciągnąć bardzo dużą widownię, a z drugiej mają coś do powiedzenia o świecie. Cieszy mnie kino środka, które się w ostatnich latach bardzo dobrze rozwija. Tego nam brakowało i mi się marzy takie kino trochę na wzór brytyjski, kiedy ci sami aktorzy grają i w komedii, która nie jest jednak tak głupia, a czasem grają w ekranizacji klasyki, która jest czymś ambitnym, nie jest robiona pod szkoły, ale dlatego, że ktoś ma nowy pomysł na tę historię. To jest taki model, do którego jest nam blisko. Wydaje mi się, że wielkim błędem jest patrzenie na kino amerykańskie jako punkt wyjścia, bo tak się nie da, nie mamy takich budżetów i możliwości. Wydaje mi się, że gdyby udało nam się doczołgać do kina brytyjskiego, byłabym  bardzo szczęśliwym widzem.

tekst: Iza Budzyńska
zdjęcia: Anna Farman