O szukaniu emocji, prawdy i dziewczynkach, których w filmach brakuje, z Tessą Moult-Milewską, jurorką 13. Offeliady, reżyserką, scenarzystką i animatorką oraz współtwórczynią Warsaw Animation Film Festiwal, rozmawia Iza Budzyńska.
– Po co, według Ciebie, robi się filmy: żeby opowiadać o świecie czy żeby go zmieniać?
– Myślę, że obydwu. Jest bardzo wiele powodów do robienia filmów, czasami się je robi z jakichś wewnętrznych motywacji, czasami po to, żeby zmieniać świat. Ostatnio zauważyłam, że robiąc festiwal animacji (Warsaw Animation Film Festiwal), mogę wpłynąć na świat bardziej niż robiąc pojedynczą animację. Animacje nie są w ogóle szeroko eksponowane, co daje jakieś mylne przekonanie na temat tego, czym są. Czasem pokazywanie otwiera ludziom oczy, więc oczywiście chcę nadal robić filmy i to jest coś, bez czego byłoby mi trudno przetrwać, ale też są różne drogi do tego, żeby coś zmieniać.
– Animacja bywa niezauważana, niedoceniana – a czy pozwala powiedzieć więcej niż film aktorski czy dokument?
– Może być bardziej abstrakcyjnym medium. Przy filmie aktorskim jednak zazwyczaj trzymamy się postaci ludzkich, a animacja pozwala otworzyć zupełnie nowe światy. Oczywiście są osoby, które będą twierdziły, że z obecną technologią można już wszystko i czasami filmy aktorskie się mieszają z animacją do tego stopnia, że trudno powiedzieć, co to właściwie jest. Ja poszłam w stronę animacji, ponieważ czułam, że otwiera mi to więcej możliwości opowiadania, pozwala na oderwanie się od rzeczywistości, większe użycie metafory czy korzystanie z dorobku plastycznego. Współpraca z artystami też jest świetna.
– Z jednej strony mówisz o oderwaniu się od rzeczywistości, z drugiej mam wrażenie, że starasz się w tę rzeczywistość wnieść pierwiastek większej wrażliwości.
– Czerpię bardzo dużo inspiracji z rzeczywistości, jest taki znany cytat Brada Birda, że nie da się robić animacji, jeśli się nie żyje. Skądś trzeba czerpać pomysły i czymś się inspirować. Myślę, że sztuka chyba takie ma zadanie, żeby uwrażliwiać ludzi. Nie jest to natomiast taki pierwszy powód, dla którego robię animację. Czasami po prostu czuję, że muszę coś zrobić, jest to dla mnie forma wyrazu. Jeśli udaje mi się przekazać jakąś swoją emocję poprzez film, myślę, że to jest wspaniałe. Sama najbardziej doceniam w filmach to, kiedy w jakiś sposób rezonują albo pokazują jakąś uniwersalną prawdę o świecie. Jeśli się obejrzy najbardziej doceniane animacje, to one właśnie bardzo często zahaczają o coś, co ludziom drapie duszę.
– Czy jako jurorka znalazłaś to w obejrzanych do tej pory filmach? Coś Cię szczególnie urzekło czy może czegoś Ci brakuje?
– Moim zdaniem mogłoby być więcej animacji. Nie ma ich wielu, każda jest zupełnie inna, są w innych technikach, bo i pikselacja, i animacja lalkowa, wycinanka, animacja rysowana i komputerowa. Każdy film ma zupełnie inny sposób opowiadania historii. Zwracam uwagę najbardziej na emocje, które przekazują. Lubię, jak jest dobrze opowiedziana historia, ale też kiedy trafia w coś, co do mnie osobiście przemawia.
– Sama też tworzysz różnymi technikami. Którą lubisz najbardziej?
– Chyba najbardziej lubię animację lalkową. Lubię, kiedy można wyczuć ten manualny aspekt animacji. Wolisz pracować z dużym zespołem czy od początku do końca samodzielnie? Lubię obydwie formy. Pracując z większym zespołem, można osiągnąć bardziej imponujące efekty.Lubię pracować z ludźmi, uważam, że to jest super. Ale staram się też realizować takie projekty, które są bardziej osobiste, może są mniej dopracowane, ale pozwalają mi zachować frajdę z tego co robię.
– Masz taki najbardziej ukochany ze swoich filmów czy to się zmienia w trakcie kolejnych projektów?
– Zazwyczaj filmy, nad którymi pracuję w danym momencie, są dla mnie najważniejsze. Mam dwa projekty, którymi teraz się zajmuję. Niestety muszę iść na ileś kompromisów, żeby powstały, mija już kilka lat, od kiedy zaczęłam nad nimi pracować.
– Ważne są w nich, o czym była mowa podczas spotkania, postaci żeńskie…
– Pracując nad pomysłem swojego serialu, usłyszałam od jednego z dystrybutorów telewizyjnych, że tworząc postać kobiecą, trafia się mniejszej widowni, bo serial dla dzieci z bohaterem męskim obejrzą i chłopcy, i dziewczynki, a z postacią kobiecą, dziewczęcą – możliwe, że obejrzą tylko dziewczynki, czyli połowa widowni. To oczywiście bardzo złożony temat, natomiast od kiedy to usłyszałam, wszystkie moje bohaterki są dziewczynkami – silnymi, niezależnymi, z wadami charakteru, z którymi próbują walczyć. Zdarza się, że słyszę, że są odpychające czy mało sympatyczne. Co trochę mnie bawi, bo inni scenarzyści, a raczej przede wszystkim inne scenarzystki, mają podobne doświadczenia, gdy piszą takie postacie. Ja bardzo lubię te swoje bohaterki i bardzo chciałabym, żeby te projekt powstały. Na razie mam takie trzy z dziewczęcymi bohaterkami. Pierwsza jest Sara z serialu „Sara i Strach”, druga jest Jutka z krótkiego metrażu, nad którym pracuję, a trzecia to Tęcza z projektu, który właśnie zaczynam pisać, będzie to film pełnometrażowy dla dzieci.
– Wymyślenie postaci do filmów dla dzieci jest bardziej wymagające niż do innych projektów?
– Żeby dobrze napisać postać, trzeba ją dobrze poznać, a do tego potrzeba czasu. I to jest czas, który się spędza we własnej głowie albo też rzucając przeszkodami w te postaci. To pozwala zrozumieć, jakie są ich motywacje, czego chcą i jak się będą zachowywać. Zresztą pisanie scenariuszy zawsze jest bardzo trudne, chociaż animacja artystyczna zawsze jest dużym wyzwaniem.
fot. Anna Farman