Rozmowa z Martą Frej, malarką, ilustratorką i twórczynią słynnych memów oraz jurorką Jury Głównego 12. Offeliady.
Na festiwalu filmowym, w tym przypadku kina niezależnego, jesteś po raz pierwszy. Jak odbierasz tę imprezę jako debiutantka?
Pierwszy raz jestem rzeczywiście w sytuacji jurorskiej, czuję dużą odpowiedzialność i bardzo się staram poświęcić wszystkim filmom taką samą uwagę i podchodzić do tego nie tylko pod kątem własnych upodobań i poszukiwań, ale też wartości, jakie mogą znaleźć w tych filmach inni ludzie. Na pewno nie jestem tak czuła i wrażliwa na warsztat, bo nie czuję się fachowczynią w tej kwestii, ale w jury na szczęście jest dwójka filmowców, więc będą się tym zajmować. Ja zaś bardziej patrzę pod kątem emocji i tego, co „we mnie to robi”, więc dla mnie jest to wielkie przeżycie, nowa przygoda i bardzo jestem szczęśliwa.
fot. Anna Farman
W memach, które między innymi tworzysz, liczy się jeden konkretny obraz i błyskotliwa myśl. Natomiast w „ruchomych obrazach” trzeba zbudować o wiele dłuższą narrację. Czy Twoim zdaniem to większa i trudniejsza sztuka?
Szuka filmowa na pewno jest inna i dla mnie trudniejsza. Dzięki temu, że obejrzałam tu dużo różnych filmów na różnym poziomie, też dużo dowiaduję się o samym warsztacie i tak naprawdę o swoich preferencjach, bo kino jest dla mnie bardzo ważne i zawsze było istotne w życiu, ale nigdy go nie rozbierałam na części pierwsze. Dla mnie kino jest również kolejnym krokiem wyjścia z nieruchomego obrazu do ruchomego i wymaga na pewno wielkich umiejętności, wiedzy i wrażliwości. Poza tym zwracam uwagę na tematy uniwersalne, które są istotne i ważne dla mnie, czyli zaangażowane – i tutaj też to znajduję.
No właśnie, jakie w takim razie idee czy progresywny przekaz zauważyłaś w tych niezależnych filmach?
Być może jest też trochę tak, że jak się czegoś szuka, to łatwiej się to dostrzega i wyciąga. Ja znalazłam kilka takich wątków i tematów, bardzo różnie potraktowanych. Kilka filmów opowiada na przykład o środowiskach i zjawiskach trochę spychanych jako niewygodne i niechciane, pokazując je na różne sposoby. Mam wrażenie, że twórcy tu nie oceniają i każdy może się sam odnieść i do takiego tematu ustosunkować.
fot. Anna Farman
Otwarte czy zamknięte zakończenie? Bo wiele obrazów konkursowych zdaje się mimo wszystko niedopowiedzianych…
Zdecydowanie lubię otwarte zakończenia i subtelny przekaz, mimo że robię memy, które czasami są wręcz dosłowne. Jako odbiorczyni lubię więc taki przekaz, który zmusza mnie do myślenia i refleksji czy szukania odpowiedzi przez dłuższy czas. Bo jeżeli coś jest zbyt proste, to nie czuję się wystarczająco zmotywowana do pracy.
A jak oceniasz samą atmosferę Offeliady?
Klimat jest super i czuję się bardzo czule zaopiekowana, co jest przemiłe i urocze. Widzę też duże zaangażowanie młodych ludzi, wolontariuszy i wolontariuszek oraz fakt, że oni się tym naprawdę jarają i są szczęśliwi, że się tu znaleźli. I to jest coś fajnego, co doskonale znam, bo sama mieszkam w mieście, które nie należy do dużych w Polsce, więc wiem, że takie imprezy mają nieprawdopodobne znaczenie dla tej młodzieży i jej rozwoju czy perspektyw, i jest to nieocenione. Zresztą sami robiliśmy festiwal (Arteria – przyp. red.) przez lat kilka i też cały czas organizowaliśmy go, nawet jak nam się nie chciało momentami, bo to było męczące, bo zawsze nas trzymała przy idei tego festiwalu myśl o tych ludziach, że dla nich to jest coś niezastępowalnego, czego gdzie indziej nie mogą dostać, i to jest super. Wreszcie Offeliada jest też bardzo egalitarna, że każdy gada z każdym, bo może swobodnie podejść, więc ja też dobrze się tu czuję.
Kamila Kasprzak-Bartkowiak
fot. Anna Farman