Gdy myśli się o OFFeliadzie, od razu widzi się tętniący życiem hol główny Miejskiego Ośrodka Kultury oraz gwar sali widowiskowej. Chwilę później wszystko cichnie, drzwi się zamykają, światła gasną, a na zewnątrz robi się spokojniej. Rozpoczyna się kolejna projekcja i słychać tylko dźwięk OFFeliadowej animacji, wyczekiwanej niczym pierwsza gwiazdka. Aż chciałoby się poprosić ją, by wróciła. Albo chociaż pozostała z nami nieco dłużej niż trzy dni. Takie imprezy nie zdarzają się często i to zgodnie potwierdzają nie tylko jurorzy, ale także obecni twórcy, goście oraz mieszkańcy miasta.
Ostatnia OFFeliada była wyjątkowa. Oczywiście każda jej odsłona jest wyjątkowa, ale ta była tą dziesiąta, jubileuszową. Z mnóstwem wspaniałych projekcji, mnóstwem inspirujących ludzi i mnóstwem zabawy. Właściwie atmosferę festiwalu czuć już na długo przed tym, nim się rozpocznie. Najpierw pojawiają się plakaty. Później nieśmiałe rozmowy lub ledwie ich echo, że „OFFka już niedługo”. Tak jak na prawdziwą królową przystało, jej sława i wieść o niej wyprzedza ją – kiedy już przyjdzie wszystkie oczy zwrócone są w jej kierunku. I wtedy się zaczyna. Krzątanie, bieganie, pomaganie w organizacji i witanie gości. I radość. Ogromna radość, że wreszcie nastał TEN dzień. Dzień otwarcia i pierwsza projekcja. Obowiązkowo premiera.
Tegoroczną OFFeliadę otwierał pokaz specjalny filmu „Tom Bishop” w reżyserii Jakuba Kopecia. Twórcą muzyki i współautorem scenariusza jest gnieźnianin, Aleksander Schmidt. Dalej było równie wspaniale – na gości czekały koncerty w Młynie i spotkania z ludźmi kultury i filmu, takimi jak Krzysztof Majchrzak czy Ryszard Jaźwiński. Nie można także zapomnieć o projekcjach specjalnych – wśród nich znalazła się „Nasza klątwa” Tomasza Śliwińskiego i „Knives Out” Przemysława Wojcieszka. Swoją wielką premierę miał także „Las 4 rano” Jana Jakuba Kolskiego.
Niestety, wszystko co dobre szybko się kończy. Nim się obejrzeliśmy, nasza ukochana OFFeliada postanowiła opuścić nas bez żadnego uprzedzenia, zmuszając tym samym do powrotu do szarej rzeczywistości. Jedyne, co zostawiła nam na pożegnanie, to uroczysta gala wręczenia nagród. Było poważnie, ale było także sporo śmiechu. Nie obyło się jednak bez wzruszenia.
Najlepszym filmem w kategorii „fabuła” okazała się „Ameryka” A. Terpińskiej, w kategorii „dokument” zwyciężyły „Szkice z podziemia” Ł. Machowskiego a w „animacji” zatriumfował „Olbrzym” M. Podolca. To tylko kilka ze zwycięskich filmów, w końcu wygranych było o wiele więcej – ogółem zaprezentowano ponad czterdzieści filmów. Nieodmiennie wszystkie razem niesamowite, tak jak każdy z osobna.
Jakkolwiek jednak o OFFeliadzie nie mówić czy jej nie wspominać, nie da się opisać jej w zwyczajny sposób. Właściwie nie da się jej w ogóle opisać. Przynajmniej nie tak dokładnie. By poznać ją naprawdę, trzeba ją odwiedzić. Przyjrzeć się jej z bliska. Poczuć jej niepowtarzalny klimat. Klimat, który zdarza się raz w roku. Jednak nawet to nie gwarantuje jej całkowitego odkrycia, bowiem OFFeliada z roku na rok staje się inna. Jeszcze bardziej wspaniała.
Aleksandra Kondela