Fotografia pozwala pobyć w swoim świecie

Z Krzysztofem Krawczykiem, autorem wystawy fotografii „Strefa ciszy”, która można oglądać w holu Miejskiego Ośrodka Kultury, rozmawia Iza Budzyńska.

Czy było trudno wybrać zdjęcia na dzisiejszą wystawę, czy od razu wiedział Pan, że to będzie to?

Pomysł na te zdjęcia zrodził się w zonie – czyli Prypeć, Czarnobyl. Chciałem iść w tę stronę, żeby pokazać, że człowiek potrzebuje jakiegoś wyciszenia, stąd tytuł wystawy. A chodzi o to, że w strefie właściwie triumfuje przyroda, że jest nieodłączna, że chociaż w dobie globalizacji, postępu technicznego, widać jej coraz mniej, to jednak jest i potrzebujemy jej. Na zdjęciach nie ma ludzi, są pejzaże, przestrzenie – bo człowiek potrzebuje czasem takiego wyciszenia.

Wraca Pan często do tej tematyki?

Próbowałem też sił w reportażu, jednak blisko jest mi do fotografii krajobrazowej, gdzie szukam ciszy, odpoczynku. To jest mój azyl, mój świat, coś, co mnie uspokaja.

W jakiś sposób można powiedzieć, że te kardy są trochę filmowe, może przez te puste przestrzenie i odrobinę niesamowitości. Czy taki był zamysł już w trakcie tworzenia?

Tak, niektóre zdjęcia rodziły się najpierw w głowie, zwłaszcza te czarno-białe. Szukałem takich miejsc, które będą do zamysłu pasować. Kombinowałem też z filtrami, żeby wydobyć więcej z tych szarości. Byłem już za małolata zafascynowany fotografią analogową. Często było widać na zdjęciach taki analogowy szum. W moim pierwszym aparacie cyfrowym matryca była dosyć mała i to powodowało też widoczne szumy. Ktoś oglądał wtedy moje zdjęcia i powiedział, że są bliskie analogom. Można powiedzieć, że niektóre kadry w czerni i bieli są nawet poetyckie.

 

Czyli z niedoskonałości materii powstały dążące do perfekcji kadry i coś innego, niż widzi nagie oko.

Każdy chce mieć chwilę dla siebie, pobyć w swoim świecie. Fotografia daje mi taką możliwość i mogę się przez nią dzielić tym z innymi.

tekst: Iza Budzyńska
zdjęcia: Anna Farman